Podróż rowerem do pracowni w Wejherowie okazała się pełna przeszkód. W Śmiechowie zaliczyłem wiraż na liściach zakończony solidnym upadkiem. Po chwili ulewa obficie zrosiła mnie od stóp do głowy i cały mokry jechałem dalej. Niestety okazało się, że złapałem gumę. Tak więc szedłem z moim rowerem dalej napotykając okolicznych fanów piłkarskich (szczegółów nie podaję) Dotarłem do pracowni spotykając jeszcze białego jelenia… Mistyczne zwierzę przypomniało mi o kilku momentach, które były dla mnie bardzo inspirujące; w kolejce przyglądałem się facetowi w okularach. Za szybą wyglądał jak sutainowski model, a refleksy na szybie oddzielające mnie od niego dawały niesamowite przestrzenne wrażenie. Twarz mięsista, szaro-sina, wzrok zatopiony w grubych okularach.
Rysując w końcu pojawił się sam w kompozycji. Przypomniał o sobie…
Ten rysunek zmienił ciąg zdarzeń w sensowną historię, która pozwoliła na powyżej zaprezentowane rozwiązanie.
Pewnie każda podróż o pracowni będzie niosła nowe inspiracje i w ten sposób zapewni osobliwe rozwiązania artystyczne związane z miejscem i okolicami w jakim znajduje się moje nowe miejsce pracy.