Czas przed pandemią, 2010 rok. W dżdżysty poranek wybieram się wraz z moim kamratem i przyjacielem na wyprawę wędkarską. Pogoda nieciekawa (tak się przynajmniej wydaje). Siąpi deszczyk, 2-3 stopnie, powietrze stoi. Kamrat podjeżdża swoim polonezem trakiem pod mój dom i o godzinie szóstej trzydzieści już jesteśmy w wozie. Wyprawa w naszym wydaniu nigdy nie ograniczała się do mięsnych połowów. Zawsze mieliśmy pomysły dodatkowe, których bogactwo wabiło nas do następnego razu. Tym razem jadąc w okolice Dębek zrobiliśmy spore kółko po Kaszubach. Atrakcją dodatkową było chociażby paliwo, które w sposób bardzo ekologiczny zafundowałem w… sklepie spożywczym. Jakże miło było jechać po olej rzepakowy do sklepu spożywczego zamiast na stację benzynową. Olej „Karolinka” kosztował wtedy 1,25 za litr a ropa 4,5. Oszczędność i ekologia!
Jak się okazało nie tylko to. Silnik poloneza, bardzo wytrzymały i tolerancyjny palił również olej roślinny. Niestety przy niskiej temperaturze olej zgęstniał. Dzielny wehikuł, duma polskiej motoryzacji przy takim paliwie rozwijał maksymalna prędkość 35 km/h.
Woń placków ziemniaczanych, jaka roznosiła się przy okazji spalania „paliwa” dodatkowo tworzyła klimat naszej podróży. Jadąc nie mogliśmy wyjść z zachwytu. Powolna jazda pozwalała na kontemplacje pejzaży, jakie rozciągały się po drodze.
Aura potęgowała egzotykę naszej wyprawy – widoczność stawała się niemal zerowa z powodu niespotykanych mgieł. Dzień szybko mijał, zgubiliśmy się gdzieś wyjeżdżając z lasu nieopodal miejscowości Linia. Wędki nie doczekały się spotkania z wodą a my dotarliśmy gdzieś w okolicę Mrzezina. Tu jednak stało się coś niebywałego.
Mgły nieco opadły tworząc przedziwny kożuch o niespotykanych odcieniach szarości.
Światło zachodzącego słońca przyprószone parującymi bagniskami oraz mgłą stworzyło tak wyjątkowy widok, że cały sens naszej wyprawy skupił się właśni na nim. Nie było widać żadnych kształtów ani form. Tylko kolor. I to jaki! Kolor, który nie określa przestrzeni w sposób jednoznaczny. Nazywam go kolorem lotnym.
Otoczeni byliśmy malarstwem pierwszej wody! Taką wystawę stworzyła natura a my, zagubieni we mgle malarze niczego więcej nie potrzebowaliśmy.
Ten kolor stał się dla mnie inspiracją do malowania. Ma w sobie tajemnicę, głębię, przestrzeń, powietrze…
Od tamtego czasu widzę go w dobrym malarstwie lepiej niż wcześniej. Czasami sam używam.
Obraz pt. „Kolor lotny, lotne widzenie”, 40/45 cm, olej na płótnie